wtorek, 22 czerwca 2010

Dlaczego zagłosuję w drugiej turze

A to mi wyszło. Okazuje się, że decyzja o olaniu pierwszej tury była jak najbardziej słuszna. Warto było, by poczuć się współtwórcą szoku i paniki redakcji Wyborczej w ranek powyborczy. Warto było, bo jeśli ten wynik nie zmobilizuje przeciwników IVRP, to prawica zasługuje na zwycięstwo. Warto było, bo będzie mi się chciało iść na drugą turę – mam poczucie, że wtedy mój głos coś może zmienić.



Ale przede dlatego pójdę, gdyż nie lubię gdy prezydent jest zakładnikiem. O ile dziad z wąsami może rozsyłać uśmiechy i całuski na prawo i na lewo, o tyle ten drugi musi się płaszczyć: przed Toruniem, przed rusofobią wyborców i przed ich socjalistyczną roszczeniowością. Dodatkowo będzie po prostu musiał stać okoniem wobec rządu. W gruncie rzeczy Kaczyński jako prezydent będzie miał związane ręce, bo gdyby chciał cokolwiek ugrać z Tuskiem, to jego elektorat i tak mu nie pozwoli.
Tak naprawdę, o ile do Kaczora jako polityka mam spory szacunek (chyba jest najlepszym homo politicus na polskiej scenie), o tyle mierzi mnie jego ekipa. Z tego co widzę, od początku istnienia partii zaliczają się do niej tylko trzy grupy: fanatycy, tępaki i cynicy. Pierwsi są w polityce tylko dlatego, że społeczeństwa lokalne nie mogły ich znieść. Drudzy znajdują się w każdym ugrupowaniu, ale PiS ma ich nadreprezentację (przynajmniej w mediach). Trzeci są tylko dlatego by dostać się na stanowiska i napchać kabzy. A jest powszechnie wiadomo, im ktoś na początku jest bardziej radykalny, tym szybciej przyrasta do zdobytego stołka.

Poza tym coś mam wrażenie, że wszyscy trochę za bardzo się przejmują. Doprawdy, z obu stron zaczyna to przypominać sytuację, jakby się gotowali do ostatecznej bitwy z Sauronem/Imperatorem Palpatine/Cthulhu (niepotrzebne skreślić) Nawet nie chodzi o to, że prezydent nie ma aż tak wielkiej władzy. Po prostu przeżyliśmy już tyle śmieszno-strasznych sytuacji – rządy AWS-u, samowładztwo SLD, IV RP – że kolejna już nie powinna robić wrażenia. To jest chyba jeden z uroków demokracji: w cztery lata nie da się urobić państwa na swój wizerunek, a wyborcy zawsze chętniej rozliczą rządzących z niepowodzeń niż opozycję z obietnic. Także sorki – Komoroskie i Kaczorskie szczekają, Bolanda płynie/dryfuje dalej.