piątek, 25 września 2009

Jezus był lewakiem

Szperajac w internetach i gazetach z kregu cywilizacji smierci wpadam co i rusz na kolejne podrygi tzw. debaty o piractwie w sieci. Nie musze dodawac, ze jej poziom juz dawno zszedl ponizej dna, metra mulu i obecnie zajmuje sie szeroko pojeta eksploracja plaszcza zewnetrznego.

Obie strony posluguja sie specyficzna logika argumentacji, ktora da sie strescic krotkim acz tresciwym 'WTF?'.

Dyskutanci pro-, czujac ze wychodza z pozycji uznawanych w spoleczenstwie za z deczka amoralne, stawiaja sprawe w sposob nastepujacy:

"Paczcie paczcie, Jezus tez byl piratem / lewakiem, rozmnozyl/skopiowal chleb, ryby i wino a nie zaplacil piekarzom, rybakom i szynkarzom LOLOLOL."


Yeah yeah.



Brakuje tylko kogos kto by skontrowal, ze w ten sposob wywolal kryzys naprodukcji w Palestynie i skazal wielu proletariuszy na biede i wegetacje.

To by oczywiscie doprowadzilo do nastepujacego komentarza:
1. be jesus
2. copy [put name here]
3. ???
4. PROFIT!

Teza, antyteza, synteza. Hegel was right.


Szczesciem jest, ze przeciwnicy wychodza z rownie fajnych pozycji, ktore strescic mozna tak: 'piractwo to kradziez, kradziez jest prawnie zakazana, a prawo dba o to bysmy nie byli zli. Poniewaz nie chcemy byc zli, musimy przestrzegac prawa, czyli nie krasc a w szczegolnosci nie piracic. QED'

Jak kazda Ogolnopolska Debata Publiczna, i ta prowadzi tylko do okopania sie dyskutantow na swoich pozycjach. Poniewaz koniec swiata juz w 2012 (plus minus parenascie/dziesiat miliardow lat), nie wypada by tak wazka sprawa nie zostala rozwiazana do tego czasu. Dlatego tez siadlem i wymyslilem rozwiazanie, ktore zadowoli obie strony:

Nalezy zbombardowac internet.

piątek, 11 września 2009

Koniec choroby

Wyzdrowiałem. Trwająca całe lato alergia zniknęła jak sen złoty. Znowu mogę słuchać czegokolwiek cięższego od Shanii Twain.

By uczcić ten radosny stan, postanowiłem sięgnąć po coś znanego, aczkolwiek od dawna nie słuchanego. Metoda, jak zawsze, prosta: zmienić ustawienie artystów w winampie na od Z do A, et voila.

I tak wpadłem na Turmion Kätilöt. Nie mogłem trafić lepiej.

Fińskiego duetu zjebów grającego industrialny rock/metal nie słuchałem od dobrych trzech lat. W tak zwanym międzyczasie zespół zdążył pokłócić się ze swoją wytwórnią, ponownie dojść do porozumienia i wydać trzecią płytkę. Toteż czym szybciej zaopatrzyłem się w "U.S.C.H." A tam cuda:



Oto, jak się robi agresywną muzykę bez tracenia na melodyjności. Listen well, Vorph&co., listen well.

Potem przyszedł czas na all-time powerhouse:



Raz, że jest po prostu rewelacyjny, dwa, że bardzo lubię utwory, których tekst będzie na czasie tak długo jak będzie istnieć ludzkość. Dla ciekawskich refren:

Eläköön! Tasa-arvo
Eläköön! Korruptio
Eläköön! Rikkaus
Eläköön! Perusturva
Eläköön! Rahanvalta
Eläköön! Rappio
Eläköön! Johtoporras
Eläköön! Väkivalta
Eläköön! Rikkaus
Eläköön! Ihmisarvo
Eläköön! Rahanvalta
Eläköön! Rappio

Co w tłumaczeniu na bardziej nasze brzmi:

Long live! Equality!
Long live! Corruption!
Long live! Wealth!
Long live! Basic safety!
Long live! The power of money!
Long live! Decadence!
Long live! Leadership!
Long live! Violence!
Long live! Wealth!
Long live! Human dignity!
Long live! The power of money!
Long live! Decadence!

Prawda, że słodkie?

Nagrodę specjalną zgarnia Volvot Ulvoo Kuun Savuun, który a) ma najzajebiściej brzmiącą nazwę jaką znam b) jest typowym przykładem na to, że dobry zespół i z gówna bicz ukręci.


Oczywiście alergia miała też swoje dobre strony, np. okazało się, że pop nie jest jeszcze skazany na wymarcie:



Tak magnetyzującego głosu nie słyszałem od, huh huh, od nie pamiętam kiedy. A skoro nawet w RMF FM puszczają Bulletproof z tego samego albumu, to w ogóle brewka w górę, albo nawet i obie.