piątek, 21 sierpnia 2009

Herr Starr wypowiada się o parytetach na listach wyborczych

Dyskusja na ten temat już nieco zamarła, co uświadomiło mi, że przecież nie zapytano o zdanie najważniejszego z obecnie istniejących autorytetów, mianowicie Pana Starra.

By wszystko odbyło się profesjonalnie, zapytanie zostało wysłane listownie.

Oto odpowiedź Pana Starra:



W sumie można zakończyć w tym momencie, bo wszystko co było do powiedzenia zostało powiedziane. Jednak sam, jako człowiek - przeciwieństwie do Pana Starra - posiadający wątpliwości - w przeciwieństwie do Pana Starra - postanowiłem poszukać argumentów przemawiających ZA parytetami.
Istnieje tylko jedno czasopismo po lewej stronie, które nie robi sieczki z mózgu, toteż postanowiłem sięgnąć po Politykę.

W przeciwieństwie do Pana Starra.

Wewnątrz znalazłem jedynie krótki (półtora strony) artykuł Janiny Paradowskiej na rzeczony temat. Da się go streścić następująco: kobiety w polityce robią dużo, a nagród za zasługi zbierają mało. Jeśli byłoby ich więcej to robiłyby jeszcze więcej i zbierałyby nagrody odpowiednie do ilości zasług. A to może przynieść tylko wprowadzenie parytetów.

Jakby to ujął Herr Starr: cry mich ein river.

To przeczy logice na tylu poziomach, że aż nie wiem z której strony zacząć to rozplątywać. Może zacznijmy od tego, że Polityka przez rok zdążyła zrobić zwrot w lewo godny człowieka maszerującego wszerz i wzdłuż placu. Co do reszty:

- gdzie merytokratyczność?
- gdzie demokracja?
- gdzie sprawiedliwość?

Przede wszystkim jednak: gdzie ilość przechodząca w jakość? Znów muszę oddać głos Panowi Starrowi, gdy ten jeszcze był instruktorem w GSG9: "Gdy walczycie przeciwko terrorystom, najpierw zabijajcie kobiety. Jakakolwiek kobieta, która została przyjęta przez komórkę terrorystyczną i wysłana na akcję, musi być dziesięć razy szybsza, sprawniejsza i bezwzględniejsza niż otaczający ją mężczyźni."

Może się nieco różnić, bo cytat z pamięci (Herr Starr się nie powtarza), ale sens został zachowany.

Szklany sufit? Dobór naturalny, drogi bracie, siostro. Jeśli jakaś kobieta przebiła się do polityki to oznacza, że rzeczywiście się do tego nadaje (bądź jest Onną Fatygą i robi prawdopodobnie najlepsze blowjoby na świecie). Zmiana tego odbije się tylko negatywnie na wizerunku kobiet w polityce. Bo niektórzy zdają się zapominać, że zmiana prawna powinna odzwierciedlać zmianę kulturową. Jeżeli za pomocą prawa próbuje się zmieniać kulturę, to jest to, do wyboru:
jeśli jesteś z lewa: faszyzm
jeśli jesteś z prawa: bolszewizm
jeśli nie dajesz faka: pojebane

A najśmieszniejsze jest to, że za wprowadzeniem takiego zapisu jest Partia Kobiet. Hm, dziewczyny, jeśli wprowadzicie na swoje listy 50% facetów BEZ TEGO PRAWA to może nawet was poprę :)
Co byłoby jedynym czynnikiem mogącym uratować was przed gniewem Pana Starra.

poniedziałek, 10 sierpnia 2009

panie barmaNIE!

Na początek, by wprowadzić odpowiedni nastrój, wymyślony na poczekaniu żarcik:


Czym się różni barman od Twojej Starej?


Twoja Stara zawsze obsługuje mnie z uśmiechem.


Niedawna wycieczka krajoznawcza w okolice Cieszyna uświadomiła mi jedną z niewielu rzeczy jakie są wybitnie uncool w Krakowie: barmani, mianowicie. A właściwie ich tzw. troska o klienta, attitude, jakkolwiek by to nazywać.

Zacznijmy od Cieszyna po stronie polskiej. Mimo przestróg, że wszystkie knajpy są zamykane o 23 udało się znaleźć całkiem konkretny klubik otwarty do rana. Tutaj pierwszy szok: sobota, godziny późnowieczorne, a miejsce jest ledwo wypełnione - akurat tak, żeby dało się znaleźć ostatnie wolne miejsce. W Krakowie nie do pomyślenia.
Większy szok nastąpił gdy poszedłem do baru zamówić drinka. Ładna kolejeczka, zero rozpychania się łapami, zamówienie pojawia się przede mną raz-dwa. Mało tego: jak przypadkiem zrobiłem nieuważny krok w tył i wpadłem na jednego z pracowników, to on mnie przeprosił nim zdążyłem wykrztusić słowo. Szok no po prostu szok, w KRK byłbym w najlepszym przypadku potraktowany burknięciem, a w najlepszym (po przetłumaczeniu): czy zechciałby szanowny pan uważać gdzie stawia nogi?

Aż z tego wszystkiego rzuciłem po zrealizowaniu zamówienia 'reszty nie trzeba', co się przełożyło na dwucyfrowy napiwek.

I w tym momencie oboje barmanów wywaliło gały. Tak po prostu. Ja stoję sczerniały, myśląc że popełniłem jakieś potężne faux pas... Oni to widzą i do mnie z uśmiechem: nie, nie, po prostu takie napiwki rzadko tu widujemy. LOL WUT? Rozglądam się po klubie: nie, nie zamienił się nagle w siedlisko brudasów czy innej żulerii, to dalej jest miejscówka na poziomie Błędnego Koła/Boombarashu w KRK, czyli lekko powyżej średniej.
I zagadka rozwiązana. Cały kłopot z krakowskimi barmanami polega na tym, że jeśli nawet naszczają jednemu kolesiowi do drinka, to i tak na jego miejscu zjawi się trzech następnych pijanych anglików, którym takie składniki nie przeszkadzają.


Na sam koniec jednak zostawiłem najlepszą część. Wystarczy przejść przez granicę by znaleźć się w zupełnie innej cywilizacji, w mistycznym miejscu gdzie ładne kelnerki pytają klienta czy życzy sobie kolejnego piwka gdy ten ledwie kończy ostatnie, gdzie 80 koron napiwku za trzech to dużo, gdzie piwko nie jest traktowane jako alkohol a najnormalniejszy napój na świecie.



Czechy, Czechy, ach czemu jesteście za granicą?