niedziela, 31 stycznia 2010

Nerdzący szowinizm

Sesja wkolo, wiec czy jest lepszy moment by wreszcie siasc porzadnie do kompa i przejsc jakas dobra gierke? Pytanie retoryczne, tej zimy padlo na Mass Effect 2. Jedynka byla swietna, wiec nie trzeba bylo az tyle szczania po nogach ze szczescia aby mnie przekonac. Okazalo sie, ze w tym wypadku owo szczanie jest jak najbardziej uzasadnione - to doskonala hybryda strzelaniny i rolpleja w sosie sci-fi.

Na tym moglbym skonczyc, gdyby nie jedna mala kwestia. A mianowicie naczelny (rzekomo) chick tej gry, niejaka Miranda Lawson.



Jak mozna sie domyslac, tworcy zadbali o odpowiednia podbudowe. Spoiler alert: Miranda zostala genetycznie zaprojektowana przez swojego bogatego tatusia by być jego idealną następczynią. Pomijajac dosc oczywisty visual appeal oraz umiejętnosci bojowe, jest ona diabelnie inteligentna, zmotywowana i pewna siebie. Dorzucajac do tego powierzchownosc typu ice queen i gorace wnetrze otrzymujemy kobiete doskonala.

Caly problem w tym, ze tylko w teorii. Bowiem ilekroc Miranda sie odzywala badz robila cos waznego z punktu widzenia fabuly, mialem nieodparte wrazenie, ze jest z niej skonczony dumbfuck. Czasem az trudno bylo uwierzyc. Doprawdy srogi dysonans.

I tu dochodze do dwoch mozliwosci. Pierwsza: deweloperzy to banda szowinistycznie znerdzialych bucow, dla ktorych idealem wyemancypowanej kobiety jest arystokratka rodem z wiktoriańskiej Anglii. Druga: jest to zaplanowane dzialanie by wstrzelic sie w target graczy-odbiorców Mass Effect 2, dla ktorych idealem wyemancypowanej kobiety i tak dalej. Nie wiem, ktora konkluzja jest gorsza.



Rekomendacje? Jak już musimy wprowadzac parytety, to najpierw przetestujmy je na studiach deweloperskich. [icon_cool.gif]

czwartek, 28 stycznia 2010

tuskizm revisited

Dobry piar jeszcze nie oznacza, że jest się dobrym politykiem, ale dobry polityk bez dobrego piaru w przyrodzie nie występuje.

niedziela, 17 stycznia 2010

Sratriotyzm (digital edition)

Od pewnego czasu zastanawiam się, jak wielki kryzys tożsamości trzeba przechodzić, by być patriotą w internecie. Czyżby rozbuchany konsumpcjonizm pozbawił nas ego? Szatański liberalizm sprawił, że już nie możemy czuć się prawdziwymi Polakami? A może po prostu jedyne na co nas stać to patriotyzm zerojedynkowy? Like, ya know, kill strangerfags?

OR namalowanie wielkiej polskiej flagi na drawballu?

OR zhakowanie sadistic.pl bo ośmielił się robić żarty z Naszego Papieża?

OR zbieranie podpisów pod petycją X w sprawie Y

Oczywiście nie ma co przesadzać - jestem głęboko przekonany, że większość uczestników traktuje wspólne akcje party-iotycznie, czyli na zasadzie 'for fun' albo 'czemu nie'. Gorzej z tymi, którzy są głęboko przekonani, że mogą one zrobić różnicę lub - co gorsza - że udział ich samych robi jakąkolwiek różnicę. Sorry guys, statistic disagrees.
Okej, dobra, w gruncie rzeczy pal ich licho, każdy ma swoje emo. Gorzej, że przez takie akcje wypaczana jest sama idea patriotyzmu: nagle okazuje się, że każdy może sobie ją zdefiniować jak mu się podoba, zrobić coś 'patriotycznego' na podstawie tej definicji i być potem z siebie dumnym. I z tego jak rozsławił Polskę i nawiązał do tysiącletniej tradycji.

Kłopot w tym, że to nie będzie patriotyzm.



To będzie debilizm.