niedziela, 22 listopada 2009

Bolanda learning curve

Czy potrafisz szybko wymowic piec razy korpuskularno-falowy?

Tak, a w dodatku bezblednie? Gratulacje, od tej pory mozesz zaczac pisac bez bledow ortograficznych i nabrac dystansu do dyskografii Red Hot Chili Peppers. Mozesz takze z miejsca ubiegac sie o otrzymanie dyplomu magistra na 90% polskich uniwersytetów. Cheers.

sobota, 14 listopada 2009

StarCraft i feministki

Oczywiście będzie nie o tym, o czym miało być.

READS YOU:
Nydus Canals symbolize men's failure to understand sex?

(courtesy of Feo)


Wiem, że zalinkowany artykuł może wywoływać nieodparte wrażenie tl;dr, ale warto go przeczytać od deski do deski. Jest to doskonały przykład na to, jak dobieranie radykalnych schematów poznawczych może prowadzić do paranoicznych wniosków, zwłaszcza gdy autorowi brakuje pewnego dystansu do opisywanych danych. A ponieważ notka bez dowalenia Rzepie jest notką straconą, muszę dodać, że podobnie zachowuje się hivemind Wildstein-Ziemkiewicz.
Oczywiście biorę pod uwagę, że może być to tylko praca z dziedziny successful troll is successful, ale jakoś wątpię. Chciałbym przy tym zaznaczyć, że na co dzień moje nastawienie do spraw genderowych jest w miarę pozytywne: składa się z circa 35% zdystansowanej sympatii, 15% jeśli coś nie podoba się polskiemu kościołowi katolickiemu, to musi być ok oraz 50% blatant ignorance.
Niemniej jednak artykuły tak dalekie od środka mojej tolerancji światopoglądowej uruchamiają jakieś ukryte pokłady konserwatyzmu. Aż ciśnie się na usta cytat z Seksmisji (swoją drogą odnoszę wrażenie, że cały cyfrowy katobeton zrobił mniej złego dla dyskursu płci niż obraz Machulskiego) i zaczynam pojmować rozumowianie typu 'jeśli na to pozwolimy, to co będzie dalej?'

Toteż z pozycji bożego prostaczka mogę spokojnie wypowiedzieć się na temat tego, czemu banda Środa_x_Szczuka et consortes ma u mnie przechlapane: bo miesza feministyczny dyskurs kulturowy z gospodarczym. Jak pragnę zdrowia, ilekroć czytam takie wypowiedzi, to zaczynają się fajnie, od odpowiedzi dlaczego jest jak jest, ale potem przechodzą do bla bla urlopy macierzyńskie bla bla wynagrodzenie za opiekę nad ogniskiem domowym bla bla Che Guevara była kobietą.
Nie, nie tędy droga. Będę chciał poczytać o feministycznej gospodarce to sięgnę po... no nie sięgnę, bo nie różni się ona niczym od Proroctwa Oriona razy Naomi Klein. Wypad. Chcecie zmian, drogie panie? Zmieńcie kulturę, a prawo i gospodarka się dostosują.

Brawo, jeśli dotrwałeś/aś aż do tego momentu, to dla wyrównania nastrojów nieco przedmiotowego traktowania:



Panów nie wkleję, a to z prostego powodu:


[[edit: instant epic addendum - po odpaleniu embeda wyświetliła mi się reklama google 'Mężczyźni geje z Polski'. Szkoda, że żaden ze mnie Szczygieł, miałbym gotowy temat na reportaż roku.]]


Z drugiej strony od czego jest google:
Jack Black
OR IF YOU MUST
Brad Pitt

czwartek, 12 listopada 2009

last.fm kłamie

Bo nie chce pobierać tracków z mojego odtwarzacza mp3.

Gdyby tak było, to moja lista wyglądałaby nieco inaczej - i to wcale nie dlatego, że nie tak dawno zrobiłem czyszczenie konta. Tymczasem mam już swego potwora empeczy już circa trzy lata i dziś po raz pierwszy postanowiłem zerknąć na statsy.

Otóż, uwaga, w ciągu tego czasu przesłuchałem ponad 22 tys. utworów, co daje prawie 1500h, czyli niemal dokładnie dwa miesiące granis non-stop. Stąd tylko krok do wyliczenia, że średnio dziennie korzystałem z odtwarzacza przez godzinę i dwadzieścia minut, co mniej więcej równa się timingowi komunikacja_miejska+laufen. Hm, czuję się nieswojo ilekroć matematyczne wyliczenia potwierdzają wnioski płynące z intuincji. Oczywiście przyjęte założenia są dość arbitralne, zwłaszcza to, że track trwa średnio cztery minuty. Z drugiej strony zdarzało się słuchać 'Echoes', a i dwuminutowy "Painkiller" Mecha swego czasu cieszył się moją sympatią - także zakładam, że wyniki skrajne po obu stronach się mniej lub bardziej znoszą.

Prawdziwy lolwut nastąpił dopiero, gdy zerknąłem na listę favourites. By nie zanudzać - podium:

3. Oni - End Credits || 488 odtworzeń

http://www.youtube.com/watch?v=C08hAoJ0Lvk

Czyli perełka z jednego z najbardziej niedocenianych soundtracków jednej z najbardziej niedocenianych gier w historii PC. Bungie, banda kolesi, która potem robiła muzykę do serii Halo i kawałek najlepszego tekno pod słońcem - czego chcieć więcej? Przy słuchaniu uprasza się o podkręcenie basów.

2. Xploding Plastix - Shakedown Shutoff || 527 odtworzeń

http://www.youtube.com/watch?v=mteUKvMLJ1A

Track poznany dzięki kumplowi na jakiejś wycieczce (jeszcze) licealnej (kudos to Kunte!). Niby takie plumkanie, ale mnie zahipnotyzował.

1. Samael - Valkyries New Ride || 1173 odtworzenia



At first I was like 0_o but then I lol'd. Prawda, track jest świetny, podchodzi mi wyjątkowo z nowej twórczości Samka, ale x1173? D'oh, chyba po prostu za dobrze się przy nim biega.

Z czystej złośliwości nie wymienię nazwy odtwarzacza, zresztą i tak nie można go już kupić z pierwszej ręki. Ponadto: z czterech storage baterii które kupiłem wraz z odtwarzaczem została jedna (sic!). Cóż, gubienie jednej baterii na rok to całkiem znośne tempo. Słuchaweczki natomiast wymieniałem już tyle razy, że nie mogę się doliczyć - wszystko co z tego mam to wiedza, że Sennheisery są crapem, a w kategorii Eco wygrywają Creative'y.

Pozostaje mieć nadzieję, że na zestawieniu za kolejne trzy lata nie znajdą się Hołdys z Majką Jeżowską.


edit 13.11.2009
Zasypiajac dzisiejszego ranka przyszla mi do glowy mysl nienowa, ale poniekad trafna: dlaczego cywilizacja smierci jest w natarciu?
Bo jak prawicowiec nie ma o czym pisac to pisze o polityce. A lewacka menda - o muzyce.
Bo jak prawicowiec chce ponarzekac, to pisze, ze konstytucja UE nastaje na jego podstawowe prawa. A lewacka menda - ze nie ma jak zaparkowac wozu pod blokiem.

Co jest naturalnie zapowiedzia nastepnej notki.

niedziela, 1 listopada 2009

iCon 2.0

Jesli w wieku dwudziestu kilku lat Twoim ulubionym zespolem pozostaje ten, ktorego sluchales gdy miales pietnascie, to
a) cos jest z Toba nie w porzadku
b) cos jest nie w porzadku z muzyka
Poniewaz obydwie odpowiedzi sa prawidlowe, pozostaje tylko wyciagnac wniosek c) najwyzszy czas przyznac, ze swiat popkultury spierdolil szinkansenem i jedyna szansa by nie wypasc z torow jest trzymanie sie sprawdzonego. Co tez czynie.

Moje dzieje z tworczoscia Paradise Lost sa dosc zawiklane. Od uslyszenia ich singla w MTV (praise the lord-ah), przez autentyczne zauroczenie, po obecna zdystansowana sympatie, cos jak uczucia wzgledem - nieistniejacego - ulubionego wujka, w swoim czasie mistrza kulturystyki, obecnie juz nieco postarzalego, ale wciaz potrafiacego bez wysilku polozyc czlowieka na lape.
Porownanie tym bardziej na miejscu, ze Nick Holmes to rocznik '71. Z jednej strony chcialbym, zeby dal rade jeszcze troche, z drugiej nieco sie tego boje, bo jak zejdzie na pikawe podczas koncertu to jeszcze go mesjaszem metalu obwolaja.

Tradycyjnie PL wydal plyte w tzw. miedzyczasie, wiec o tym fakcie dowiedzialem sie dopiero po premierze. Rownie tradycyjnie, brak wygorowanych oczekiwan okazal sie najwieksza zaleta nowego krazka. Holmes&co. postanowili na starosc nie szokowac i FDUDUU* jest po po prostu Iconem 2009. Nawet riff w Universal Dream jest zywcem zerzniety z Pity the Sadness... and that's ok, bo lepsze jest wrogiem dobrego. Nie ma co sie rozdrabniac: nie jest to plyta wybitna, nie jest nawet swietna, to po prostu dobra i solidna robota, ktorej chce sie sluchac.

Poza doznaniami sluchowymi, Faith... ma jeszcze jedną zalete: uswiadomila mi, dlaczego poprzednia plytka PL byla, w gruncie rzeczy, slaba pozycja - czemu tak szybko mi sie znudzila. Oraz ze internetowi recenzenci sa generalnie retardami, piszacymi teksty gdy nawet nie przesluchali albumu chocby piec razy. Ale to juz dodatkowy plus.
Meritum jest nastepujace: Paradaje wszystkich nas oszukali - tzn. mnie na pewno, ale w grupie razniej.
Otoz In Requiem wcale nie byla ciezka plyta! Jasne, byla duszna, mroczna i nastrojowa, ale to jeszcze nie implikuje ciezaru.
I trzeba bylo dopiero nastepnego krazka, by zaslona spadla z oczu i wyszly wszystkie braki IR: raz, nadmiar dodatkowych wrazen (chorkow, klawiszy, szmerow-przesterow) i idacy za tym brak glownej linii melodycznej; dwa, najzwyczajniej w swiecie slabe kompozycje. Oczywiscie trafialy sie perelki, ale generalnie IR byla bardzo rowna plyta. Zazwyczaj bylby to komplement, ale nie w tym przypadku - wyglada na to, ze PL maja pewien staly pakiet zajebistosci per plytka, a gdy rozdziela kazdemu utworowi po rowno to wychodzi, hmm, ya know what. Na drugim koncu skali stoi np. Shades of God, gdzie calosc talentu ekipy zostala wladowana w dwa utory, a reszta nadaje sie do zaorania.
Z tego tez powodu z nieklamana radoscia donosze, ze na FDUDUU znajduje sie kilka naprawde slabych kawalkow :)
Overall: cztery tostery na piec mozliwych, ale z grzankami.

what's sad: okladka dostosowala sie do nazwy, zreszta co tu duzo mowic:

Danse Macabre nigdy nie pasowal do tworczosci PL.

what's funny: PL znowu zmienili bebniarza
what's cool: za miesiac zagraja w Studio, jeszcze z supportem Samaela.

* Faith Divides Us - Death Unites Us. Jak to ktos madry powiedzial: jakosc nazwy po brzmieniu akronimu poznacie.