wtorek, 6 lipca 2010

Moja opinia o blogu Konrada Niklewicza

Oto ona:

A było sobie tak: od czasu do czasu lubiłem sobie zajrzeć o tutaj. Miły blogasek tematyczny, może nieco zbyt euroentuzjastyczny jak na moje gusta, ale autorowi nie można było odmówić profesjonalizmu. I wszystko byłoby pięknie, ładnie, gdyby nie odbyły się wybory prezydenckie. Minimalna różnica między kandydatami w pierwszej turze sprawiła, że na pana Konrada padł blady strach (nadmienić trzeba, że pan Konrad na co dzień jest lewicowy, ale od czasu do czasu wystarcza mu być antyprawicowym). Toteż pan Konrad począł szukać przyczyn.

Tak więc na dobry początek dostało się bogu ducha winnym osobom, które śmiały sprawić, że sondaże przedwyborcze nie pokryły się z rzeczywistością. Oczywiście nie mówimy tutaj o żadnych pracownikach sondażowni, o nie! Pan Konrad już na początku wiedział, że tak naprawdę wina leży po stronie wyborców kaczystowskich, wstrętnych Edków, kręcących, kłamliwych, niegodnych zaufania. Fuj! Człowiek tak znający tajniki ludzkiego umysłu i pełen empatii jak pan Konrad, widząc takich przechodzi na drugą stronę ulicy. Bo jak ufać osobie, która nie ufa anonimowemu ankieterowi – zwłaszcza telefonicznemu – i nie chce przedstawić swoich prawdziwych preferencji wyborczych? No nie da się, rzecz prosta i oczywista.

Skoro wróg już został rozpoznany i dookreślony, to teraz trzeba zmobilizować własne siły. I tutaj pan Konrad postanowił wykorzystać, z całą przekazaną mu w genach subtelnością, sprawę śmierci Barbary Blidy. Żeby raz! Ponieważ jednak czytelnicy bloga mogą być mniej rozgarnięci niż autor, robi to w szesciu kolejnych notkach, zgodnie z zasadą, że lepiej dmuchać na zimne. Och, to mi się żarcik udał.

Wreszcie, już po wyborze pierwszej damy Komorowskiej wraz z małżonkiem, pan Konrad postuluje swoje trzy oczekiwania względem reform na ‘500 dni’ Platformy. Ok, też spoko (choć Mikołaj to nie teraz), problem tylko, że dwie z nich są z dziedziny zasłon dymnych. Wiem, że ten palant z saksofonem już strasznie dawno temu mówił ‘gospodarka głupcze’, ale niektóre rzeczy wypadałoby pamiętać - inaczej wychodzi się na człowieka stawiającego wóz przed koniem.

Konkluzja jest raczej ponura: znacie to uczucie, gdy ktoś kogo cenicie na poziomie profesjonalnych kontaktów, przy bliższym poznaniu okazuje się skończonym ciulem? Odczuwam coś podobnego w tym przypadku i stawiam następującą diagnozę: gdyby pan Konrad nie regulował odbiornika na Radio Bruksela, to musiałoby to być Radio Maryja. W ciągu kilku notek zdołał pokazać, że podstawą jego wnioskowania jest opieranie się na stereotypach, niechęć do poznawania ciągów przyczynowo-skutkowych, podział społeczeństwa na grupy my-oni oraz – last but not least – fundamentalizm poznawczy. Naturalnie miałbym srogo wyjebane, gdyby chodziło tylko o opinię o nim jako człowieku – ale tu problemem jest, że muszę teraz zrewidować swoje wnioski z jego poprzednich notek. Bo jeśli były pisane na tych samych podstawach co ciąg Blidowo-Edkowy, to nożeszkufacotojest.

Także rzucam w eter prośbę do wszystkich twórców blogów tematycznych: nie ujawniajcie swego emo. Nic dobrego z tego nie przychodzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz