Wyobrażam sobie, że za kilkadziesiąt lat ktoś zrobi historyczne podsumowanie pt. "Pół wieku polskiego popu." Bez względu na to, co zdarzy się przez następne trzy dekady, dwa rozdziały są pewne: "Eurowizja czyli historia upadku" oraz "Jak Sokół i Pono uratowali polski teledysk." Dzisiaj o tym drugim.
Jak każdy normalny człowiek, uznałem "W aucie" za przełom na miarę rewolucji kopernikańskiej. Świetny polski kawałek, któremu towarzyszy jeszcze lepszy klip? Tak, jasne, a banda małp bonobo napisze Hamleta dwa razy z rzędu. A jednak się udało! Co więcej, nie okazał się rewelacją jednego sezonu. Sam byłem ostatnim, który przyznałby, że jakakolwiek pojedyncza piosenka może zamieszać w garze zwanym polskim popem - a dziś muszę bić się w pierś.
Nawet nie będę próbować określić wszystkich pozytywnych efektów. Dla mnie wystarczy, że zremasterowano polisz ejtis, przypomniano publice o Franku Kimono oraz - last but not least - zmieniono podejście do obciachu. Dziś obciach jest cool.
Na co przykładów nie trzeba szukać daleko.
Muppet jako główny bohater?
Pokój hawajski i mleko?
Wrocławska The Crew?
Prasowanie na godziny?
Polska wersja DJ Ruth?
Obciach, panie!
8)
Oczywiście nie trzeba było długo czekać, aż ktoś postanowi reutylizować stricte polską scenę celeb-
Mandaryna i Jacyków?
Trojanowska i SuperNiania?
Logo Nike i plecy Rubika?
Każde dwa minusy równają się plusowi. No i wreszcie jest co powiedzieć każdemu kto twierdzi, że polski pop nie ma przyszłości.
sobota, 6 marca 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz